Wenezuelska obrona Matisse’a
W lipcu pisaliśmy, że należący do Muzeum w Caracas obraz Matisse’a, skradziony w 2003 roku, odnalazł się w Stanach Zjednoczonych. Bez zbędnej zwłoki miał trafić do Wenezueli. Okazuje się, że jeszcze nie opuścił Miami i nie wiadomo czy w ogóle do tego dojdzie.
Jeszcze miesiąc temu nic nie zapowiadało kłopotów. Zapewniano, że agentom FBI, w dokładnie zaplanowanej prowokacji, udało się odzyskać dzieło Matisse’a. Według wcześniejszych doniesień miał być to obraz oryginalny – dokładnie ten, którego kopia wisi teraz w Caracas. Od tego czasu sprawy jednak się skomplikowały. Powrót dzieła stoi pod dużym znakiem zapytania. FBI jest głuche na upominania prokurator generalnej Wenezueli. Amerykańska agencja nie przedstawiła także szczegółów śledztwa i przeprowadzonej akcji. Oficjalnie nie wypowiedziała się także w kwestii wiarygodności obrazu. W USA sprawa przycichła.
W Wenezueli jednak odbierana jest w atmosferze skandalu. Z jednej strony trudno zrozumieć postępowanie strony amerykańskiej, z drugiej – ciężko jest zaakceptować bierność władz wenezuelskich. Wobec tej ignorancji nie mogły przejść obojętnie miłośniczki sztuki i, oczywiście, Matisse’a. Zorganizowały happening, podczas którego wystąpiły tak, jak bohaterka zaginionego obrazu. „Odaliska w czerwonych szarawarach” jest w połowie naga – protestujące w obronie Matisse’a kobiety tak samo. W ten sposób chciały ściągnąć uwagę na problem nie tylko władz kraju, ale i zwrócić na siebie oczy całego świata. Nie ukrywały, że ucieszyłyby się, gdyby dzięki ich akcji, wartość obrazu skoczyła. Obecnie wyceniany jest na 3 mln dolarów.