Mona Lisa – czy naprawdę była kobietą?
Obraz „Mona Lisa” znają wszyscy. Wszyscy na pierwszy rzut oka widzą na nim kobietę. Są jednak tacy, którzy uparcie twierdzą, że przedstawiona na obrazie postać z kobietą nie ma nic wspólnego.
Najbardziej prawdopodobna wydaje się być wiele razy potwierdzona wersja (pierwsza już ok. 1550 roku, czyli pół wieku od czasu powstania obrazu), że Leonardo da Vinci namalował portret Lisy Gherardini, żony Francesa Giocondo. Domysły zdaje się potwierdzać odkrycie z 2006 roku. Francuscy badacze dowiedli, że postać na obrazie jest w ciąży. Wskazywali tutaj na typowy dla tego okresu układ rąk modelki i charakterystyczny dobór tkanin okrywających suknię. Wszystko prowadzi więc do pani Gherardini, która jak donoszą źródła w latach 1503-1505 na pewno była w ciąży.
Dla wielu krytyków sztuki dzieło mistrza nie jest jednak tak oczywiste. Pierwszy raz hipoteza o tym, jakoby na obrazie miała zostać przedstawiona kobieta, została obalona przez Lilian Schwartz, Amerykankę, która napisała pracę „Mona Leo”. Dowodzi w niej, że na obrazie odzwierciedlona jest podobizna samego da Vinci. Swoje domysły podparła wykazaniem podobieństw w układzie twarzy samej postaci na obrazie i twarzy przedstawionej na autoportrecie malarza.
Hipotezę, jakoby Mona Lisa, miałaby być kobietą odrzucił także teraz Silvano Vinceti, włoski naukowiec. Nie oznacza to jednak, że przyznaje on rację Lilian Schwartz. Swoje wnioski oparł na własnych badaniach. Przeprowadził dokładną komputerową analizę obrazu. Trafił na niezwykłe odkrycie. W oczach Giocondy dopatrzył się dwóch liter – L i S. Uznał, że litery muszą mieć związek z imionami. L to skrót od Leonardo, a S to Salai. A takie imię nosił uczeń i co więcej kochanek malarza. Vinceti odrzucił więc wszelkie wątpliwości. Według niego Gioconda była mężczyzną , co potwierdzają także podobieństwa obu postaci.
Silvano Vinceti znany jest z badania „tajemnych” znaków na obrazach da Vinci. Kilka lat temu zaszokował informacją o tym, że „Mona Lisa” skrywa w sobie mnóstwo miniaturowych liczb i liter, które jego zdaniem, układają się w swego rodzaju kod – „kod da Vinci”. Jego zdaniem to celowe działanie Leonarda i nie ma tu mowy o żadnym przypadku.